piątek, 6 grudnia 2013

Pewnego razu w Londynie


             Dawno, dawno temu, choć nie tak dawno jak nam się wydaje, bo to było parę lat temu…
            Pewnego wieczoru, w Londynie, w swoim mieszkaniu, w swoim łóżku leżała Aria. Patrzyła w sufit. Nie mogła spać, łzy spływały jej po policzkach. Wspomnienia wciąż dawały o sobie znać. Jake cały czas siedział jej w głowie i nie miał zamiaru odchodzić. Aria nie mogła tego dłużej znieść; chciała napić się czegoś mocnego, dlatego gwałtownie wstała z łóżka. Niestety, nie znalazła nic odpowiedniego u siebie w barku. Właśnie to skłoniło ją do tego, by wyjść w końcu z domu. Przed wyjściem jednak poprawiła makijaż i włosy. Ubrała się ładnie, bo mimo wszystko chciała dobrze wyglądać. Nie chciała dać po sobie poznać, że coś ją męczy.
            Nie wiedziała dokładnie, gdzie się kieruje, po prostu szła przed siebie miastem. Po jakimś czasie dotarła do jednego z barów, gdzie również było karaoke i parkiet do tańczenia. Usiadła przy barze, na samym końcu, aby nikt jej nie przeszkadzał, a tym bardziej się przystawiał. Nie miała na to ochoty. Zamówiła jednego z silniejszych trunków.
            Po paru minutach podszedł do niej barman z kolorowym drinkiem, mówiąc:
            - To od tego faceta – niedyskretnie wskazał go palcem.
            Rozejrzała się po pomieszczeniu, udając, że nie wie, o kogo chodzi. W końcu jednak jej wzrok zatrzymał się na pewnym mężczyźnie, który siedział po drugiej stronie baru. Pił whisky i wyglądał jak ona; smutny i zmagający się z jakimś tragicznym wydarzeniem ze swojej przeszłości. Nie odwróciła od niego wzroku, kiedy ten na nią spojrzał i uniósł szklankę, zapraszając ją do siebie.
Po chwili namysłu Aria wstała i podeszła do niego.
            - Dzięki za drinka, ale nie jestem pewna, czy mogę to wypić.
            - Jak chcesz, mogę spróbować – odpowiedział, lekko zachrypniętym głosem.
            - Okej, masz – podała mu szklankę bez zastanowienia.
            Mężczyzna, który był brunetem o błękitnych oczach, wziął szklankę z kolorowym napojem. Wziął dwa łyki i odłożył.
            - To co, teraz czekamy na to, czy padnę tutaj od razu, czy za pięć minut? – uśmiechnął się lekko.
            - Nie no, dobra, wierzę ci – usiadła obok niego. – Co tu robisz? Samotny? Nikt na ciebie w domu nie czeka?
            - Nie czeka – rzucił krótko; można było wyczuć w tym smutek.
            - Wiem, co czujesz – westchnęła ciężko i napiła się drinka, którego postawił jej nieznajomy.
            On tylko kiwnął głową.
            - Jestem Ren – podał jej rękę.
            - Aria – uścisnęła jego dłoń.
            I tak zaczęli ze sobą rozmawiać. Czasem nawet się śmiali tak, że osoby w najbliższym otoczeniu się na nich spojrzały. Ale oni mieli to gdzieś. Liczyło się to, że nie dręczyli się wspomnieniami. Zapomnieli o bólu i o wyniszczającej tęsknocie. Alkohol i dobry kompan sprawili, że Aria i Ren zapomnieli o szarej rzeczywistości. Świetnie bawili się w swoim towarzystwie do czasu, kiedy Aria powiedziała:
            - No daj już spokój, Jake!
            W tym momencie dziewczyna zamarła. Uśmiech znikł z jej twarzy. Spuściła wzrok.
            - Mam na imię Ren – przypomniał jej spokojnie. – Ale jak już wspomniałaś o Jake’u, to możesz mi o nim opowiedzieć. Domyślam się, że to on jest powodem twojego smutku.
            - Skąd wiesz, że się smucę?
            - Widziałem to na początku, kiedy weszłaś do tego baru.
            - Mogę powiedzieć to samo o tobie. Też nie wydawałeś się zbyt szczęśliwy, kiedy postawiłeś mi drinka.
            Teraz Ren spuścił wzrok. Minęły już trzy lata od wypadku. Powinien o tym komuś powiedzieć, zwierzyć się. Może wtedy skończyłyby się koszmary. Może w końcu pogodziłby się z tym, co się stało. Może w końcu poczułby się lepiej.
            Bo właściwie, pewnie już jej nigdy nie spotka. Zaraz wylatuje do Nowego Jorku, ona pewnie tu zostanie albo pojedzie gdzie indziej. Przecież jakie jest prawdopodobieństwo spotkania jej ponownie na tym świecie?
            - Okej, opowiem ci, ale ty mi potem opowiesz o Jake’u. Zgoda?
            - Zgoda – odpowiedziała po chwili zastanowienia.
            Ren dopił whisky do końca, westchnął głęboko. Nie potrafił jednak patrzeć jej w oczy, kiedy zaczął opowiadać.
            - Nie byłem grzecznym dzieckiem. Robiłem, co chciałem. Jakieś zamieszki i bójki to była norma. Ale wtedy, na studiach, poznałem Annie. Kobietę mojego życia, w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Chodziliśmy ze sobą. Ona zrobiła ze mnie porządnego człowieka. Wkrótce wzięliśmy ślub.
Kiedy Aria usłyszała słowo „ślub”, coś ścisnęło jej serce. Odruchowo spojrzała na swoją dłoń, na której na jednym z palców miała założony pierścionek zaręczynowy. Nic jednak nie powiedziała. Słuchała go dalej.
- A później urodziła nam się córeczka, Jasmine. Była podobna do Annie – uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie. Miał ich zdjęcie w portfelu, ale wolał to zatrzymać dla siebie. – Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną do czasu, kiedy pozwoliłem im jechać Monorailem* do przedszkola Jasmine. Spieszyłem się do pracy i nie mogłem ich odwieźć. Niestety pociąg wykoleił się. Zginęły na miejscu – zakończył swoją opowieść, nalewając sobie nerwowo whisky.
Nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Nie wiedziała, co mu powiedzieć, jak się zachować.
- Wiem, co czujesz – odparła i zamówiła sobie kolejnego drinka. Długo nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wzrok zatrzymała na prawej dłoni. Uśmiechnęła się do siebie. – To było jeszcze w szkole średniej. Zabawna historia; dogryzaliśmy sobie, uprzykrzaliśmy sobie życie. On był kapitanem drużyny lacrosse, a ja cheerleaderek. Wszystko zmieniło się, odkąd na jednych z zajęć przydzielono nas do jednej grupy. Ale to była III wojna światowa. Ale trzeba było zrobić ten projekt. I od tego wszystko się zaczęło; zaczęliśmy się spotykać coraz częściej, zeszliśmy się. Ludzie się dziwili, ale my to mieliśmy gdzieś. Po trzech latach związku zabrał mnie do naszej ulubionej kawiarenki i oświadczył mi się – ponownie uśmiechnęła się do siebie. – Uwierz, byłam wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie. Planowaliśmy ślub po skończeniu liceum.
Ren również się uśmiechnął, słuchając jej. Przypomniał sobie, jak czuł się wtedy, kiedy Annie przyjęła oświadczyny.
- Niestety, skończyło się tylko na planach – kontynuowała – ponieważ pewnego wieczoru, kiedy wracaliśmy z jednej z imprez, zostaliśmy napadnięci przez trzech skurwysynów. Jeden mnie trzymał, dwóch go biło, a ja nic nie mogłam na to poradzić – zawiesiła głos, czując łzy w oczach. – Ugodzili go dwa razy nożem w brzuch… Upadł na ziemię, a oni uciekli. Umarł mi na rękach – wyszeptała, a łzy ponownie popłynęły po jej policzkach.
Ren bez zastanowienia przytulił ją do siebie. Mocno ją objął, pozwalając jej się wypłakać.
            Chwilę tak trwali, aż w końcu Aria odsunęła się od niego.
- Przepraszam – powiedziała cicho. Bez słowa wstała i skierowała się do łazienki.
Po kilkunastu minutach wyszła. Zdziwił ją widok Rena, który trzymał w ręce całą butelkę whisky.
- Chodź, zabieram cię stąd – powiedział, wolną ręką łapiąc ją za dłoń. – Spokojnie, nie zgwałcę cię ani nie zabiję.
- Nie byłbyś w stanie – pokręciła głową.
Ren zaprowadził ją do wyjścia.
Na zewnątrz złapali jedną z tych starych, angielskich taksówek. Wsiedli do środka.
- Pan jedzie przed siebie – poinformował go Ren. – Koszty nie grają roli.
I ruszyli ulicami Londynu, podziwiając widoki za oknem. Przy okazji nawiązując kolejną rozmowę. Trochę pili, trochę się śmiali. Kierowca też miał z niech niemały ubaw. Za prośbą nawet pogłośnił im radio. Aria i Ren śpiewali w najlepsze, podrygując w rytm muzyki.
Zatrzymywali się w paru miejscach, ale kazali taksówkarzowi na nich czekać. Zaczepiali obcych ludzi, żeby porobili im zdjęcia. Bawili się przy tym doskonale i mieli gdzieś, że ludzie się na nich dziwnie patrzą.
            Jadąc dalej tą samą taksówką, znów się śmiali, pili i rozmawiali nie tylko ze sobą, ale także z kierowcą.
- Czekaj, czekaj – przerwała nagle Aria. – Słyszysz?
- Ale że co?
            - No muzykę. Panie – zwróciła się do kierowcy taksówki. – Otwórz pan ten szyberdach!
            I otworzył. Aria uniosła się i wyjrzała przez niego.
            - Chodź tu do mnie – powiedziała jeszcze do Rena, który od razu znalazł się obok niej.
            No i teraz dopiero zaczęli się śmiać. Słyszeli muzykę, która płynęła z oddali. Odbywał się tam jakiś koncert czy festyn czy inne takie. A oni unieśli ręce w górę i krzyknęli coś. I znowu się śmiali.
            - Może pan się zatrzymać? – zapytał Ren, chowając się z powrotem w taksówce.
            Zatrzymał się, a mężczyzna wyciągnął Arię w stronę tańczących. Bez ceregieli przyciągnął ja do siebie. Objął ją jedną ręką w tali, a drugą złapał jej dłoń. Zaczęli tańczyć tak, jakby nikogo innego tutaj nie było.
            Aria była szczęśliwa; nic ją nie interesowało, zapomniała o całym świecie. Ważne dla niej było tu i teraz. Uśmiechała się nawet tak, jak za dawnych czasów. Dawno tak z nikim nie tańczyła, a Ren był naprawdę dobrym partnerem. Okręcał ją, to znów przyciągał do siebie, unosił ją. I tak minęła im godzina. W końcu zdecydowali się opuścić to miejsce i udać się do kolejnego. Przed odjazdem, kupili sobie jeszcze jedną butelkę whisky.
            - Powiem ci, że jesteś świetnym tancerzem – powiedziała z szerokim uśmiechem.
            - A wiesz, że ty też? – odpowiedział, kiedy w końcu złapał oddech. – Trudno za tobą nadążyć – zaśmiał się.
            - Ależ ma się ten talent – odrzuciła włosy do tyłu, po czym zaczęła się śmiać.
            Ale on do niej nie dołączył. Wpatrywał się w nią przez chwilę, aż w końcu ujął jej twarz w dłonie, zamknął oczy i pocałował ją czule w usta. Świat zawirował i nie wiedzieli, czy to za sprawą wypitego alkoholu, czy tego, co się teraz działo.
            Jednakże po krótkiej chwili odsunął się od niej.
            - Przepraszam – wymamrotał. Aria była w lekkim szoku, nie dowierzała w to, co się właśnie stało. – Nie powinienem…
            Przerwała mu, pocałunkiem w usta, ale trochę namiętniejszym niż ten, którym on obdarował ją parę sekund temu.
I co z tego? Przecież i tak mieli się więcej nie spotkać.
_______________________________________________________________________
Pierwsze już jest. Napisane razem z Ace- jest to przyjaciółka i  współautorka tego zacnego teksu :D
Mam nadzieję, że się podoba.
Aria - Wizerunek:  Holland Roden
Ren - Wizerunek:  Ian Somerhalder

1 komentarz: