Dawno,
dawno temu, choć nie tak dawno jak nam się wydaje, bo to było parę lat temu…
Pewnego
wieczoru, w Londynie, w swoim mieszkaniu, w swoim łóżku leżała Aria. Patrzyła w
sufit. Nie mogła spać, łzy spływały jej po policzkach. Wspomnienia wciąż dawały
o sobie znać. Jake cały czas siedział jej w głowie i nie miał zamiaru
odchodzić. Aria nie mogła tego dłużej znieść; chciała napić się czegoś mocnego,
dlatego gwałtownie wstała z łóżka. Niestety, nie znalazła nic odpowiedniego u siebie
w barku. Właśnie to skłoniło ją do tego, by wyjść w końcu z domu. Przed
wyjściem jednak poprawiła makijaż i włosy. Ubrała się ładnie, bo mimo wszystko
chciała dobrze wyglądać. Nie chciała dać po sobie poznać, że coś ją męczy.
Nie
wiedziała dokładnie, gdzie się kieruje, po prostu szła przed siebie miastem. Po
jakimś czasie dotarła do jednego z barów, gdzie również było karaoke i parkiet
do tańczenia. Usiadła przy barze, na samym końcu, aby nikt jej nie
przeszkadzał, a tym bardziej się przystawiał. Nie miała na to ochoty. Zamówiła
jednego z silniejszych trunków.
Po
paru minutach podszedł do niej barman z kolorowym drinkiem, mówiąc:
-
To od tego faceta – niedyskretnie wskazał go palcem.
Rozejrzała
się po pomieszczeniu, udając, że nie wie, o kogo chodzi. W końcu jednak jej
wzrok zatrzymał się na pewnym mężczyźnie, który siedział po drugiej stronie
baru. Pił whisky i wyglądał jak ona; smutny i zmagający się z jakimś tragicznym
wydarzeniem ze swojej przeszłości. Nie odwróciła od niego wzroku, kiedy ten na
nią spojrzał i uniósł szklankę, zapraszając ją do siebie.
Po chwili
namysłu Aria wstała i podeszła do niego.
-
Dzięki za drinka, ale nie jestem pewna, czy mogę to wypić.
-
Jak chcesz, mogę spróbować – odpowiedział, lekko zachrypniętym głosem.
-
Okej, masz – podała mu szklankę bez zastanowienia.
Mężczyzna,
który był brunetem o błękitnych oczach, wziął szklankę z kolorowym napojem.
Wziął dwa łyki i odłożył.
-
To co, teraz czekamy na to, czy padnę tutaj od razu, czy za pięć minut? –
uśmiechnął się lekko.
-
Nie no, dobra, wierzę ci – usiadła obok niego. – Co tu robisz? Samotny? Nikt na
ciebie w domu nie czeka?
-
Nie czeka – rzucił krótko; można było wyczuć w tym smutek.
-
Wiem, co czujesz – westchnęła ciężko i napiła się drinka, którego postawił jej
nieznajomy.
On
tylko kiwnął głową.
-
Jestem Ren – podał jej rękę.
-
Aria – uścisnęła jego dłoń.
I
tak zaczęli ze sobą rozmawiać. Czasem nawet się śmiali tak, że osoby w
najbliższym otoczeniu się na nich spojrzały. Ale oni mieli to gdzieś. Liczyło
się to, że nie dręczyli się wspomnieniami. Zapomnieli o bólu i o wyniszczającej
tęsknocie. Alkohol i dobry kompan sprawili, że Aria i Ren zapomnieli o szarej
rzeczywistości. Świetnie bawili się w swoim towarzystwie do czasu, kiedy Aria
powiedziała:
-
No daj już spokój, Jake!
W
tym momencie dziewczyna zamarła. Uśmiech znikł z jej twarzy. Spuściła wzrok.
-
Mam na imię Ren – przypomniał jej spokojnie. – Ale jak już wspomniałaś o
Jake’u, to możesz mi o nim opowiedzieć. Domyślam się, że to on jest powodem
twojego smutku.
-
Skąd wiesz, że się smucę?
-
Widziałem to na początku, kiedy weszłaś do tego baru.
-
Mogę powiedzieć to samo o tobie. Też nie wydawałeś się zbyt szczęśliwy, kiedy
postawiłeś mi drinka.
Teraz
Ren spuścił wzrok. Minęły już trzy lata od wypadku. Powinien o tym komuś
powiedzieć, zwierzyć się. Może wtedy skończyłyby się koszmary. Może w końcu
pogodziłby się z tym, co się stało. Może w końcu poczułby się lepiej.
Bo
właściwie, pewnie już jej nigdy nie spotka. Zaraz wylatuje do Nowego Jorku, ona
pewnie tu zostanie albo pojedzie gdzie indziej. Przecież jakie jest
prawdopodobieństwo spotkania jej ponownie na tym świecie?
-
Okej, opowiem ci, ale ty mi potem opowiesz o Jake’u. Zgoda?
-
Zgoda – odpowiedziała po chwili zastanowienia.
Ren
dopił whisky do końca, westchnął głęboko. Nie potrafił jednak patrzeć jej w
oczy, kiedy zaczął opowiadać.
-
Nie byłem grzecznym dzieckiem. Robiłem, co chciałem. Jakieś zamieszki i bójki
to była norma. Ale wtedy, na studiach, poznałem Annie. Kobietę mojego życia, w
której zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Chodziliśmy ze sobą. Ona zrobiła
ze mnie porządnego człowieka. Wkrótce wzięliśmy ślub.
Kiedy Aria
usłyszała słowo „ślub”, coś ścisnęło jej serce. Odruchowo spojrzała na swoją
dłoń, na której na jednym z palców miała założony pierścionek zaręczynowy. Nic
jednak nie powiedziała. Słuchała go dalej.
- A później
urodziła nam się córeczka, Jasmine. Była podobna do Annie – uśmiechnął się
lekko na samo wspomnienie. Miał ich zdjęcie w portfelu, ale wolał to zatrzymać
dla siebie. – Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną do czasu, kiedy pozwoliłem im
jechać Monorailem* do przedszkola Jasmine. Spieszyłem się do pracy i nie mogłem
ich odwieźć. Niestety pociąg wykoleił się. Zginęły na miejscu – zakończył swoją
opowieść, nalewając sobie nerwowo whisky.
Nie odzywała
się przez dłuższą chwilę. Nie wiedziała, co mu powiedzieć, jak się zachować.
- Wiem, co
czujesz – odparła i zamówiła sobie kolejnego drinka. Długo nie mogła wydobyć z
siebie głosu. Wzrok zatrzymała na prawej dłoni. Uśmiechnęła się do siebie. – To
było jeszcze w szkole średniej. Zabawna historia; dogryzaliśmy sobie,
uprzykrzaliśmy sobie życie. On był kapitanem drużyny lacrosse, a ja
cheerleaderek. Wszystko zmieniło się, odkąd na jednych z zajęć przydzielono nas
do jednej grupy. Ale to była III wojna światowa. Ale trzeba było zrobić ten
projekt. I od tego wszystko się zaczęło; zaczęliśmy się spotykać coraz
częściej, zeszliśmy się. Ludzie się dziwili, ale my to mieliśmy gdzieś. Po
trzech latach związku zabrał mnie do naszej ulubionej kawiarenki i oświadczył
mi się – ponownie uśmiechnęła się do siebie. – Uwierz, byłam wtedy
najszczęśliwszą osobą na świecie. Planowaliśmy ślub po skończeniu liceum.
Ren również
się uśmiechnął, słuchając jej. Przypomniał sobie, jak czuł się wtedy, kiedy
Annie przyjęła oświadczyny.
- Niestety,
skończyło się tylko na planach – kontynuowała – ponieważ pewnego wieczoru,
kiedy wracaliśmy z jednej z imprez, zostaliśmy napadnięci przez trzech
skurwysynów. Jeden mnie trzymał, dwóch go biło, a ja nic nie mogłam na to
poradzić – zawiesiła głos, czując łzy w oczach. – Ugodzili go dwa razy nożem w
brzuch… Upadł na ziemię, a oni uciekli. Umarł mi na rękach – wyszeptała, a łzy
ponownie popłynęły po jej policzkach.
Ren bez zastanowienia
przytulił ją do siebie. Mocno ją objął, pozwalając jej się wypłakać.
Chwilę tak trwali, aż w końcu Aria odsunęła się od niego.
Chwilę tak trwali, aż w końcu Aria odsunęła się od niego.
- Przepraszam
– powiedziała cicho. Bez słowa wstała i skierowała się do łazienki.
Po kilkunastu
minutach wyszła. Zdziwił ją widok Rena, który trzymał w ręce całą butelkę
whisky.
- Chodź,
zabieram cię stąd – powiedział, wolną ręką łapiąc ją za dłoń. – Spokojnie, nie
zgwałcę cię ani nie zabiję.
- Nie byłbyś w
stanie – pokręciła głową.
Ren
zaprowadził ją do wyjścia.
Na zewnątrz
złapali jedną z tych starych, angielskich taksówek. Wsiedli do środka.
- Pan jedzie
przed siebie – poinformował go Ren. – Koszty nie grają roli.
I ruszyli
ulicami Londynu, podziwiając widoki za oknem. Przy okazji nawiązując kolejną
rozmowę. Trochę pili, trochę się śmiali. Kierowca też miał z niech niemały
ubaw. Za prośbą nawet pogłośnił im radio. Aria i Ren śpiewali w najlepsze,
podrygując w rytm muzyki.
Zatrzymywali
się w paru miejscach, ale kazali taksówkarzowi na nich czekać. Zaczepiali
obcych ludzi, żeby porobili im zdjęcia. Bawili się przy tym doskonale i mieli
gdzieś, że ludzie się na nich dziwnie patrzą.
Jadąc
dalej tą samą taksówką, znów się śmiali, pili i rozmawiali nie tylko ze sobą,
ale także z kierowcą.
- Czekaj,
czekaj – przerwała nagle Aria. – Słyszysz?
- Ale że co?
-
No muzykę. Panie – zwróciła się do kierowcy taksówki. – Otwórz pan ten
szyberdach!
I
otworzył. Aria uniosła się i wyjrzała przez niego.
-
Chodź tu do mnie – powiedziała jeszcze do Rena, który od razu znalazł się obok
niej.
No
i teraz dopiero zaczęli się śmiać. Słyszeli muzykę, która płynęła z oddali.
Odbywał się tam jakiś koncert czy festyn czy inne takie. A oni unieśli ręce w
górę i krzyknęli coś. I znowu się śmiali.
-
Może pan się zatrzymać? – zapytał Ren, chowając się z powrotem w taksówce.
Zatrzymał
się, a mężczyzna wyciągnął Arię w stronę tańczących. Bez ceregieli przyciągnął
ja do siebie. Objął ją jedną ręką w tali, a drugą złapał jej dłoń. Zaczęli
tańczyć tak, jakby nikogo innego tutaj nie było.
Aria
była szczęśliwa; nic ją nie interesowało, zapomniała o całym świecie. Ważne dla
niej było tu i teraz. Uśmiechała się nawet tak, jak za dawnych czasów. Dawno
tak z nikim nie tańczyła, a Ren był naprawdę dobrym partnerem. Okręcał ją, to
znów przyciągał do siebie, unosił ją. I tak minęła im godzina. W końcu
zdecydowali się opuścić to miejsce i udać się do kolejnego. Przed odjazdem,
kupili sobie jeszcze jedną butelkę whisky.
-
Powiem ci, że jesteś świetnym tancerzem – powiedziała z szerokim uśmiechem.
-
A wiesz, że ty też? – odpowiedział, kiedy w końcu złapał oddech. – Trudno za
tobą nadążyć – zaśmiał się.
-
Ależ ma się ten talent – odrzuciła włosy do tyłu, po czym zaczęła się śmiać.
Ale
on do niej nie dołączył. Wpatrywał się w nią przez chwilę, aż w końcu ujął jej
twarz w dłonie, zamknął oczy i pocałował ją czule w usta. Świat zawirował i nie
wiedzieli, czy to za sprawą wypitego alkoholu, czy tego, co się teraz działo.
Jednakże
po krótkiej chwili odsunął się od niej.
-
Przepraszam – wymamrotał. Aria była w lekkim szoku, nie dowierzała w to, co się
właśnie stało. – Nie powinienem…
Przerwała
mu, pocałunkiem w usta, ale trochę namiętniejszym niż ten, którym on obdarował
ją parę sekund temu.
I co z tego?
Przecież i tak mieli się więcej nie spotkać.
_______________________________________________________________________
Pierwsze już jest. Napisane razem z Ace- jest to przyjaciółka i współautorka tego zacnego teksu :D
Mam nadzieję, że się podoba.
Aria - Wizerunek: Holland Roden
Ren - Wizerunek: Ian Somerhalder
Nom...czekam na ciag dalszy:)
OdpowiedzUsuń