[ W oryginalnej wersji imię bohaterki to Aria-
jednak zmieniłam je, gdyż nie chciałam, byście utożsamiali ją z tą, z tamtego postu]
Zdarzyło się to
rok temu, jednak wspomnień na pstrykniecie palcem nie wymażesz, w
ogóle ich nie wymażesz. Nie znikną, będą trwały w twoim umyśle,
ciągle dawały o sobie znać, wywierać te same emocje, to samo
szczęście a jednocześnie ból. Urok wspomnień.
Ellie leżała na
łóżku tępo gapiąc się w sufit, w tle cicha muzyka wydobywała
się z radia, które stało na komodzie po przeciwnej stronie. Znów
to samo, to uczucie. Podniosła się od niechcenia i poszła do
barku, wyciągnęła kieliszek i wino. Trochę się siłowała z
korkiem, ale udało się. Usiadła tym razem na parapecie. Stary
dres, wytarta koszulka, bark makijażu, włosy w nieładzie, tak
można było ją dzisiaj opisać, dziura w sercu- taki właśnie
miała stan. Stan chandry. Całe szczęście, że jej malutka
siostra(Lilly) spała u swojej koleżanki- chyba najlepszej. Tak, to
dziwne, że pięciolatka nocuje już u koleżanki, ale ona tak
nalegała i prosiła. Ellie zgodziła się, zna ojca tamtej, to
porządny facet, więc czemu nie. Popijała wino i patrzyła na
ulice, na miasto. Szare miasto, które z pozoru jest takie
szczęśliwe, a w środku pustka. Miasto łez, miasto nienawiści.
Emocje w niej się kotłowały, łzy same cisnęły się na policzki,
ona wcale nie chciała płakać, tak jakoś wyszło. Dziewczyna,
która zawsze jest uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna energii,
dzisiaj z niej uleciała. Dzisiaj była szarą myszką, której świat
nie rozumie, której zabrano to co kochała. Nie miała nigdy
problemów z rodzicami, miała szczęśliwe dzieciństwo, żadne z
rodziców jej nie biło, zawsze mogła do nich iść z problemem,
miała w nich oparcie. Gdyby coś się stało, stanęli by za nią
murem, jest tego pewna. Nie rozumiała dlaczego odeszli, tak nagle,
nie zdążyła im powiedzieć, że ich kocha, podziękować za
wszystko, nie przypuszczała, że TO się stanie tak szybko... Mija
dzisiaj rocznica od ich śmierci. Tego feralnego dnia nigdy nie
zapomni, a miał być najszczęśliwszym, co za pech. Upiła kolejny
łyk, już nie z kieliszka a butelki. Zamknęła oczy a pojedyncza
łza poleciała po policzku. Widziała to, jakby tam była w tej
chwili, widziała wszystko od nowa.
Xxx
Była na sali,
brała udział w castingu na królową łabędzi w balecie. Dobrze
jej szło, nawet bardzo. Muzyka leciała, a ona balansowała
delikatnie i z gracją. Wykonywała właśnie temps leve, przejścia
były niesamowite, jury było wręcz zachwycone 'grała' rolę
białego łabędzia, zakończyła to pięknym reverence. Zaklaskali.
- Dobrze, jesteś
znakomita co do roli białego łabędzia, ale czy poradzisz sobie z
czarnym?- Usłyszała od przewodniczącego - Pokaż nam - Przełączyli
na muzykę dynamiczną. Ustawiła się i na znak trenerki, która
była tam razem z nią, zaczęła. Kiedy się okręcała w tle
słyszała ciche „szybciej, szybciej”, „dasz radę, potrafisz
to” Sama do końca nie wiedziała czy to ona w myślach się
motywuje, czy to jej trenerka. Muzyka ustała, usłyszała krótkie
'dziękuje, proszę poczekać na zewnątrz' Zabrała swoje ciuchy i
wyszła, zła, zła na cały świat, może jednak się nie postarała,
może jednak się nie uda, tak bardzo pragnęła tej roli. Na
korytarzu usiadła na ziemi i czekała, inne kandydatki świdrowały
ją wzrokiem, nie wiadomo do końca czy to z podziwu, czy zazdrości
czy czegoś jeszcze innego. Dobre trzy godziny tam wysiedziała, w
końcu wyszli, wywiesili kartkę na drzwiach. Tłum w mgnieniu oka
zebrał się przy kartce, nic dziwnego. Podniosła się i powoli
ruszyła. W końcu udało jej się dotrzeć do karki, kiedy zobaczyła
swoje nazwisko pod „Królowa łabędzi” uśmiechnęła się
szeroko, nie wierzyła, dziewczyny, które z nią trenowały zaczęły
ją przytulać i gratulować. W tym momencie była najszczęśliwsza
na świecie, nikt nie mógł zburzyć jej tego stanu. Jej bajka
trwała. Właśnie tu i teraz. Wyciągnęła telefon i wybrała numer
mamy, zadzwoniła pełna radości, oznajmiając jej nowinę,
krzyczała, skakała wokół własnej osi. Po krótkiej rozmowie
rozłączyła się z rodzicielką. Przebrała się i wybiegła z
budynku, chciała być już w domu, świętować z rodziną. Wsiadła
w pobliski autobus zajmując miejsce przy oknie. Długo jednak nie
pojechali, może z dwie góra trzy przecznice. Był wypadek a co za
tym idzie? Korek i wstrzymanie ruchu. Kierowca autobusu powiedział,
że to może długo potrwać więc warto wysiąść. Ellie tak
zrobiła, wysiadła razem z większością pasażerów. Szła ulicą
przyglądając się kraksie, samochód roztrzaskany, taki sam model
jaki mieli jej rodzice. Porozrzucane pomarańcze leżące niedaleko
auta. Tir, który wjechał w auto jej rodziców. Stojący mężczyzna
z policjantami niedaleko tira, prawdopodobnie sprawca wypadku.
Zatrzymała się, spojrzała jeszcze raz na rozwalone auto, przecież
to nie mogą być oni....Podeszła bliżej, przedzierając się przez
tłum gapiów.
-Aaaaa!!! Nie! Nie!
Nieeee!- Zaczęła się drzeć, łzy napłynęły automatycznie kiedy
zobaczyła twarz ojca który leżał w czarnym worku. Pobiegła do
niego- Tato! Tatusiu nie!- Płakała, darła się, nie mogła
uwierzyć w to co się stało. Policjant nie mógł jej odciągnąć.
Chwila moment, gdzie jest w takim razie...? Rozejrzała się dookoła
zapłakanym wzrokiem, szukając matki. Przeczołgała się na
czworaka do niej i przytuliła ją, nie zważała na nic, na głosy
ratowników, policjantów. Zdawało jej się, jakby czas stanął w
miejscu, wszyscy się zatrzymali, była głucha cisza, nikogo dookoła
nie widziała. Nie ogarniała do końca co się stało, trzymała w
ramionach matkę i płakała. Po chwili wszystko wróciło, zdała
sobie sprawę co właśnie wydarzyło. Kiedy dwóch policjantów ją
odciągnęło, wyrywała się, kopała ich, krzyczała by ją
zostawili w spokoju. Była w szoku.
-Zostawcie mnie! Ja, ja
muszę przy niej być, puszczaj! - Biła policjanta pięściami, jego
uścisk był mocny, nie dała rady się wyrwać, odpuściła.
Przestała walczyć, łzy leciały jedna za drugą. Opadła z sił na
kolana. Mężczyzna który ją trzymał, przytulił mocno do siebie.
Wykorzystując ten moment jeden z ratowników wstrzyknął jej lek
uspokajający. Zabrali matkę na nosze i ułożyli do karetki.
Mężczyzna wsiadł razem z nią, przecież jej tak nie zostawi, po
drugie musi od niej wziąć zeznania, oczywiście ich wyczucie czasu
jest jak zwykle nie na miejscu.
Karetka odjechała
na sygnale. Ellie siedziała bez słowa, lek chyba działał, tępym
i pustym wzrokiem patrzyła na leżącą matkę podpiętą pod
aparaturę. Założyli na nią koc, choć ona i tak co chwile go
ściągała, było jej gorąco, czy nie mogą tego zrozumieć? Po
krótkiej chwili dojechali do miejskiego szpitala. Przewieźli ją od
razu na salę operacyjną, dziewczynie oczywiście nie pozwolili
wejść, jednak mogła zostać i patrzeć przez szybę. Policjant był
obok niej, chciał z nią porozmawiać, jak na niego wsiadła, od
razu umilkł. Czy ten człowiek nie mógł zrozumieć, przez co ona
przechodzi?
Wpatrywała się
w szybę bez słowa, miała pustkę w głowie, w sercu, wszystko ją
bolało. Modliła się, by uratowali jej mamę, by nie odeszła,
przecież ona jej potrzebuje, a Lily? Co z Lily, mała potrzebuje jej
jeszcze bardziej. Lekarze walczyli o życie Louise, mijała kolejna
godzina. Dziewczyna była zdruzgotana. Coś się zaczęło dziać,
lekarze byli podenerwowani, szybka reakcja, gwałtowne ruchy. Ellie
rozszerzyły się źrenice, patrzyła to jednego to na drugiego,
denerwowała się, spojrzała na aparaturę, która jest
odpowiedzialna za pokazywanie tętna, co to zauważyła przeraziło
ją. Jedna linia, jedna cholerna prosta linia. Otwartą dłonią
uderzała w szybę dźwiękoszczelna, krzyczała. Mężczyzna, który
był tam z nią i próbował wyciągnąć od niej informacje, znów
zniewolił ją w mocnym uścisku. Zgon nastąpił o 11.59. Pod opieką
lekarza pozwolili jej wejść się pożegnać. Weszła do środka
totalnie bez życia, rozwalone włosy, rozmazany tusz. Stała nad
nią, odsłoniła prześcieradło z jej twarzy
-Mamusiu- Wyszeptała
cicho, usiadła na pobliskim krześle, chwyciła ją za rękę. Przez
dłuższą chwilę zastygła w takiej pozycji. Zastanawiała się co
jeszcze powiedzieć, nie wiedziała co, po prostu wstała i wyszła.
Szła powoli przez korytarz, lekarz chciał z nią porozmawiać tak
jak tamten policjant, ale do niej nic nie docierało. W oddali
zobaczyła faceta, którego już widziała na miejscu wypadku, to był
ten od tira. Przypomniała sobie. Podszedł do niej.
- Przepraszam, nazywam
się...- Zaczął do niej mówić skruszony, w ręku trzymając
czapkę.
- Ty skurwielu! Zabiłeś ich! Zabiłeś mi rodziców! - Zaczęła nim szarpać, wymierzyła mu soczysty policzek. On stał jak słup soli, nie drgnął nawet. Przestała. Spojrzała na mężczyznę, którego naprawdę to dotknęło, który wyglądał naprawdę źle. Patrzyła mu prostu w oczy- Nienawidzę Cię, nigdy Ci tego nie wybaczę gnoju Ty- Powiedziała z nienawiścią w głosie. Łzy ponownie naleciały do oczu, zaczęła płakać, kolejny wybuch, nie wiedziała co zrobić, została sama. Osunęła się na podłogę, kierowca tira przykląkł i ją mocno przytulił. Całemu zajściu przyglądali się; policjant i lekarz, którzy byli w osłupieniu.
- Ty skurwielu! Zabiłeś ich! Zabiłeś mi rodziców! - Zaczęła nim szarpać, wymierzyła mu soczysty policzek. On stał jak słup soli, nie drgnął nawet. Przestała. Spojrzała na mężczyznę, którego naprawdę to dotknęło, który wyglądał naprawdę źle. Patrzyła mu prostu w oczy- Nienawidzę Cię, nigdy Ci tego nie wybaczę gnoju Ty- Powiedziała z nienawiścią w głosie. Łzy ponownie naleciały do oczu, zaczęła płakać, kolejny wybuch, nie wiedziała co zrobić, została sama. Osunęła się na podłogę, kierowca tira przykląkł i ją mocno przytulił. Całemu zajściu przyglądali się; policjant i lekarz, którzy byli w osłupieniu.
Xxx
Otworzyła
zapłakane oczy. Upiła dość spory łyk wina. Nie może uwierzyć,
że to już rok, że to dzisiaj. Czas tak szybko leci. Patrząc przez
okno, Ellie zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy się z nimi
nie pożegnała, przy matce nie wiedziała co wydukać, a ojca
widziała przez chwilę, no a później na pogrzebie. Może najwyższy
czas zrobić to teraz? W rocznicę? Wstała z parapetu i usiadła
przy biurku, zapaliła małą lampkę, wyjęła kartkę papieru i
chwyciła długopis.
„ Kochani rodzice...
Tak naprawdę, nigdy
się z wami nie pożegnałam. Bałam się. Nawet nie wiem od czego
zacząć. Może na początku wam podziękuję, za wszystko co dla
mnie zrobiliście, że mnie wychowaliście, że przelaliście na mnie
miłość którą mieliście w sobie, że mnie wspieraliście w
każdym momencie mojego życia. Przykro mi, że Lily tego nie
doświadczy, ale nie martwcie się, postaram się ją wychować,
najlepiej jak potrafię. Nie wiem co jeszcze tutaj zamieścić,
bardzo Was kocham. Wasze zdjęcie widnieje przy moim łóżku.
Wierzę, że teraz patrzycie na mnie i na Lily. Bardzo mi Was
brakuje, nie umiem tego opisać. Sporo mnie nauczyliście, jestem wam
wdzięczna za życie, za miłość. Już czas powiedzieć: Żegnajcie.
Spoczywajcie w pokoju.
Dziękuje i kocham.
Ellie. „
___________________________________________________________________________
Drugie jest, ono również jest opublikowane na innym blogu, jednak tutaj umieściłam drobne zmiany.
Podoba się? Krytyka? Wszystko zostaw w komentarzu.
Xxx- przemieszczenie w czasie.
Adie.
Dziękuję za komentarz na moim blogu ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to opowiadanie jest jedną całością? Nie ma żadnych kolejnych części? ;)
Pytam, bo jednak koniec pozostawia pewien niedosyt. A może by tak ten mężczyzna, który spowodował wypadek, śmierć jej rodziców i przytulił ją wtedy, w tym szpitalu był teraz jej chłopakiem/narzeczonym? To byłby zadziwiający zwrot akcji :D
To do fabuły - a czyta się opowiadanie naprawdę dobrze, opis uczuć bohaterki, tego jak postrzega świat - świetnie napisane ;)
Pozdrawiam!
Ale psikus, dopiero teraz zorientowałam się, że piszę z innego konta...
UsuńDla konkretyzacji: http://historiamalgosi.blogspot.com/ to moje opowiadanie :P
Cieszę się, że tak przyjęłaś mój komentarz ;)
OdpowiedzUsuńBędę pamiętała - właśnie pracuję nad kolejną częścią.
Dobrej nocy!
[SPAM]
OdpowiedzUsuńhttp://wilczyca-musi-umrzec.blogspot.com/
Wielu przepowiadało Apokalipsę, ale czy ktokolwiek przepowiedział Wojnę Bogów? A przynajmniej tych, którzy chcą nimi zostać. Co zatem z prawdziwym Bogiem? Cóż...Pije gdzieś drinki z palemką, zmęczony obwinianiem o wszystko, podczas gdy aniołowie muszą pilnować porządku. Co spaprali po całości. Dążąc do władzy, zajęci walką z demonami i Rebeliantami, przekroczyli granicę. Przez nich, ktoś trzeci wkroczył do gry. Najbardziej niebezpieczne istoty stworzone przez Boga zostały wypuszczone z cielesnych klatek. Są nimi ludzie.
Jednak niektórzy próbują to przerwać. Zmartwychwstali postanowili ocalić świat żywych. A to wszystko zapoczątkowała Wilczyca. I właśnie dlatego musi umrzeć.
Zapraszam i pozdrawiam :D
Nella