sobota, 7 grudnia 2013

Memories

[ W oryginalnej wersji imię bohaterki to Aria- jednak zmieniłam je, gdyż nie chciałam, byście utożsamiali ją z tą, z tamtego postu]


       Zdarzyło się to rok temu, jednak wspomnień na pstrykniecie palcem nie wymażesz, w ogóle ich nie wymażesz. Nie znikną, będą trwały w twoim umyśle, ciągle dawały o sobie znać, wywierać te same emocje, to samo szczęście a jednocześnie ból. Urok wspomnień.

       Ellie leżała na łóżku tępo gapiąc się w sufit, w tle cicha muzyka wydobywała się z radia, które stało na komodzie po przeciwnej stronie. Znów to samo, to uczucie. Podniosła się od niechcenia i poszła do barku, wyciągnęła kieliszek i wino. Trochę się siłowała z korkiem, ale udało się. Usiadła tym razem na parapecie. Stary dres, wytarta koszulka, bark makijażu, włosy w nieładzie, tak można było ją dzisiaj opisać, dziura w sercu- taki właśnie miała stan. Stan chandry. Całe szczęście, że jej malutka siostra(Lilly) spała u swojej koleżanki- chyba najlepszej. Tak, to dziwne, że pięciolatka nocuje już u koleżanki, ale ona tak nalegała i prosiła. Ellie zgodziła się, zna ojca tamtej, to porządny facet, więc czemu nie. Popijała wino i patrzyła na ulice, na miasto. Szare miasto, które z pozoru jest takie szczęśliwe, a w środku pustka. Miasto łez, miasto nienawiści. Emocje w niej się kotłowały, łzy same cisnęły się na policzki, ona wcale nie chciała płakać, tak jakoś wyszło. Dziewczyna, która zawsze jest uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna energii, dzisiaj z niej uleciała. Dzisiaj była szarą myszką, której świat nie rozumie, której zabrano to co kochała. Nie miała nigdy problemów z rodzicami, miała szczęśliwe dzieciństwo, żadne z rodziców jej nie biło, zawsze mogła do nich iść z problemem, miała w nich oparcie. Gdyby coś się stało, stanęli by za nią murem, jest tego pewna. Nie rozumiała dlaczego odeszli, tak nagle, nie zdążyła im powiedzieć, że ich kocha, podziękować za wszystko, nie przypuszczała, że TO się stanie tak szybko... Mija dzisiaj rocznica od ich śmierci. Tego feralnego dnia nigdy nie zapomni, a miał być najszczęśliwszym, co za pech. Upiła kolejny łyk, już nie z kieliszka a butelki. Zamknęła oczy a pojedyncza łza poleciała po policzku. Widziała to, jakby tam była w tej chwili, widziała wszystko od nowa.

Xxx

       Była na sali, brała udział w castingu na królową łabędzi w balecie. Dobrze jej szło, nawet bardzo. Muzyka leciała, a ona balansowała delikatnie i z gracją. Wykonywała właśnie temps leve, przejścia były niesamowite, jury było wręcz zachwycone 'grała' rolę białego łabędzia, zakończyła to pięknym reverence. Zaklaskali.
- Dobrze, jesteś znakomita co do roli białego łabędzia, ale czy poradzisz sobie z czarnym?- Usłyszała od przewodniczącego - Pokaż nam - Przełączyli na muzykę dynamiczną. Ustawiła się i na znak trenerki, która była tam razem z nią, zaczęła. Kiedy się okręcała w tle słyszała ciche „szybciej, szybciej”, „dasz radę, potrafisz to” Sama do końca nie wiedziała czy to ona w myślach się motywuje, czy to jej trenerka. Muzyka ustała, usłyszała krótkie 'dziękuje, proszę poczekać na zewnątrz' Zabrała swoje ciuchy i wyszła, zła, zła na cały świat, może jednak się nie postarała, może jednak się nie uda, tak bardzo pragnęła tej roli. Na korytarzu usiadła na ziemi i czekała, inne kandydatki świdrowały ją wzrokiem, nie wiadomo do końca czy to z podziwu, czy zazdrości czy czegoś jeszcze innego. Dobre trzy godziny tam wysiedziała, w końcu wyszli, wywiesili kartkę na drzwiach. Tłum w mgnieniu oka zebrał się przy kartce, nic dziwnego. Podniosła się i powoli ruszyła. W końcu udało jej się dotrzeć do karki, kiedy zobaczyła swoje nazwisko pod „Królowa łabędzi” uśmiechnęła się szeroko, nie wierzyła, dziewczyny, które z nią trenowały zaczęły ją przytulać i gratulować. W tym momencie była najszczęśliwsza na świecie, nikt nie mógł zburzyć jej tego stanu. Jej bajka trwała. Właśnie tu i teraz. Wyciągnęła telefon i wybrała numer mamy, zadzwoniła pełna radości, oznajmiając jej nowinę, krzyczała, skakała wokół własnej osi. Po krótkiej rozmowie rozłączyła się z rodzicielką. Przebrała się i wybiegła z budynku, chciała być już w domu, świętować z rodziną. Wsiadła w pobliski autobus zajmując miejsce przy oknie. Długo jednak nie pojechali, może z dwie góra trzy przecznice. Był wypadek a co za tym idzie? Korek i wstrzymanie ruchu. Kierowca autobusu powiedział, że to może długo potrwać więc warto wysiąść. Ellie tak zrobiła, wysiadła razem z większością pasażerów. Szła ulicą przyglądając się kraksie, samochód roztrzaskany, taki sam model jaki mieli jej rodzice. Porozrzucane pomarańcze leżące niedaleko auta. Tir, który wjechał w auto jej rodziców. Stojący mężczyzna z policjantami niedaleko tira, prawdopodobnie sprawca wypadku. Zatrzymała się, spojrzała jeszcze raz na rozwalone auto, przecież to nie mogą być oni....Podeszła bliżej, przedzierając się przez tłum gapiów.
-Aaaaa!!! Nie! Nie! Nieeee!- Zaczęła się drzeć, łzy napłynęły automatycznie kiedy zobaczyła twarz ojca który leżał w czarnym worku. Pobiegła do niego- Tato! Tatusiu nie!- Płakała, darła się, nie mogła uwierzyć w to co się stało. Policjant nie mógł jej odciągnąć. Chwila moment, gdzie jest w takim razie...? Rozejrzała się dookoła zapłakanym wzrokiem, szukając matki. Przeczołgała się na czworaka do niej i przytuliła ją, nie zważała na nic, na głosy ratowników, policjantów. Zdawało jej się, jakby czas stanął w miejscu, wszyscy się zatrzymali, była głucha cisza, nikogo dookoła nie widziała. Nie ogarniała do końca co się stało, trzymała w ramionach matkę i płakała. Po chwili wszystko wróciło, zdała sobie sprawę co właśnie wydarzyło. Kiedy dwóch policjantów ją odciągnęło, wyrywała się, kopała ich, krzyczała by ją zostawili w spokoju. Była w szoku.
-Zostawcie mnie! Ja, ja muszę przy niej być, puszczaj! - Biła policjanta pięściami, jego uścisk był mocny, nie dała rady się wyrwać, odpuściła. Przestała walczyć, łzy leciały jedna za drugą. Opadła z sił na kolana. Mężczyzna który ją trzymał, przytulił mocno do siebie. Wykorzystując ten moment jeden z ratowników wstrzyknął jej lek uspokajający. Zabrali matkę na nosze i ułożyli do karetki. Mężczyzna wsiadł razem z nią, przecież jej tak nie zostawi, po drugie musi od niej wziąć zeznania, oczywiście ich wyczucie czasu jest jak zwykle nie na miejscu.
       Karetka odjechała na sygnale. Ellie siedziała bez słowa, lek chyba działał, tępym i pustym wzrokiem patrzyła na leżącą matkę podpiętą pod aparaturę. Założyli na nią koc, choć ona i tak co chwile go ściągała, było jej gorąco, czy nie mogą tego zrozumieć? Po krótkiej chwili dojechali do miejskiego szpitala. Przewieźli ją od razu na salę operacyjną, dziewczynie oczywiście nie pozwolili wejść, jednak mogła zostać i patrzeć przez szybę. Policjant był obok niej, chciał z nią porozmawiać, jak na niego wsiadła, od razu umilkł. Czy ten człowiek nie mógł zrozumieć, przez co ona przechodzi?
      Wpatrywała się w szybę bez słowa, miała pustkę w głowie, w sercu, wszystko ją bolało. Modliła się, by uratowali jej mamę, by nie odeszła, przecież ona jej potrzebuje, a Lily? Co z Lily, mała potrzebuje jej jeszcze bardziej. Lekarze walczyli o życie Louise, mijała kolejna godzina. Dziewczyna była zdruzgotana. Coś się zaczęło dziać, lekarze byli podenerwowani, szybka reakcja, gwałtowne ruchy. Ellie rozszerzyły się źrenice, patrzyła to jednego to na drugiego, denerwowała się, spojrzała na aparaturę, która jest odpowiedzialna za pokazywanie tętna, co to zauważyła przeraziło ją. Jedna linia, jedna cholerna prosta linia. Otwartą dłonią uderzała w szybę dźwiękoszczelna, krzyczała. Mężczyzna, który był tam z nią i próbował wyciągnąć od niej informacje, znów zniewolił ją w mocnym uścisku. Zgon nastąpił o 11.59. Pod opieką lekarza pozwolili jej wejść się pożegnać. Weszła do środka totalnie bez życia, rozwalone włosy, rozmazany tusz. Stała nad nią, odsłoniła prześcieradło z jej twarzy
-Mamusiu- Wyszeptała cicho, usiadła na pobliskim krześle, chwyciła ją za rękę. Przez dłuższą chwilę zastygła w takiej pozycji. Zastanawiała się co jeszcze powiedzieć, nie wiedziała co, po prostu wstała i wyszła. Szła powoli przez korytarz, lekarz chciał z nią porozmawiać tak jak tamten policjant, ale do niej nic nie docierało. W oddali zobaczyła faceta, którego już widziała na miejscu wypadku, to był ten od tira. Przypomniała sobie. Podszedł do niej.
- Przepraszam, nazywam się...- Zaczął do niej mówić skruszony, w ręku trzymając czapkę.
- Ty skurwielu! Zabiłeś ich! Zabiłeś mi rodziców! - Zaczęła nim szarpać, wymierzyła mu soczysty policzek. On stał jak słup soli, nie drgnął nawet. Przestała. Spojrzała na mężczyznę, którego naprawdę to dotknęło, który wyglądał naprawdę źle. Patrzyła mu prostu w oczy- Nienawidzę Cię, nigdy Ci tego nie wybaczę gnoju Ty- Powiedziała z nienawiścią w głosie. Łzy ponownie naleciały do oczu, zaczęła płakać, kolejny wybuch, nie wiedziała co zrobić, została sama. Osunęła się na podłogę, kierowca tira przykląkł i ją mocno przytulił. Całemu  zajściu przyglądali się; policjant i lekarz, którzy byli w osłupieniu.


Xxx

       Otworzyła zapłakane oczy. Upiła dość spory łyk wina. Nie może uwierzyć, że to już rok, że to dzisiaj. Czas tak szybko leci. Patrząc przez okno, Ellie zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy się z nimi nie pożegnała, przy matce nie wiedziała co wydukać, a ojca widziała przez chwilę, no a później na pogrzebie. Może najwyższy czas zrobić to teraz? W rocznicę? Wstała z parapetu i usiadła przy biurku, zapaliła małą lampkę, wyjęła kartkę papieru i chwyciła długopis.

Kochani rodzice...
Tak naprawdę, nigdy się z wami nie pożegnałam. Bałam się. Nawet nie wiem od czego zacząć. Może na początku wam podziękuję, za wszystko co dla mnie zrobiliście, że mnie wychowaliście, że przelaliście na mnie miłość którą mieliście w sobie, że mnie wspieraliście w każdym momencie mojego życia. Przykro mi, że Lily tego nie doświadczy, ale nie martwcie się, postaram się ją wychować, najlepiej jak potrafię. Nie wiem co jeszcze tutaj zamieścić, bardzo Was kocham. Wasze zdjęcie widnieje przy moim łóżku. Wierzę, że teraz patrzycie na mnie i na Lily. Bardzo mi Was brakuje, nie umiem tego opisać. Sporo mnie nauczyliście, jestem wam wdzięczna za życie, za miłość. Już czas powiedzieć: Żegnajcie. Spoczywajcie w pokoju.

Dziękuje i kocham.
Ellie. „

      Nie przeczytała drugi raz tego listu, włożyła go po prostu do koperty i tak zostawiła. Dopiła do końca wino, wróciła na łóżko i tępo patrzyła w sufit, dopóki nie zasnęła.
___________________________________________________________________________
Drugie jest, ono również jest opublikowane na innym blogu,  jednak tutaj umieściłam drobne zmiany.
Podoba się? Krytyka? Wszystko zostaw w komentarzu.
 Xxx- przemieszczenie w czasie.
Adie.